Banany pomagają kontrolować głód i oszukiwać apetyt, ale czy warto się nimi zajadać?
Moda na banany pojawia się i wraca, zyskując na sile zwłaszcza w miesiącach letnich, gdy dodajemy je do deserów, sałatek owocowych i ciast. Jedni mówią, że banany to skarbnica witamin i minerałów, drudzy- że powinnyśmy ich unikać, jeśli chcemy być szczupłe, bo mają mnóstwo kalorii i cukru.
Jak to jest z tymi bananami? Jeść czy nie jeść podczas odchudzania?
Nie jestem fanką bananów, dlaczego, wytłumaczę za chwilę. Nie ma to jednak (bezpośredniego) związku z ich wartościami odżywczymi.
Banany zawierają co prawda cukier, ale mają także sporo witaminy B6, która wpływa na nasze samopoczucie, sprawiając, że jesteśmy szczęśliwsze. Jak znalazł, podczas diety. Ponieważ witamina B6 reguluje poziom serotoniny w mózgu, sprawia, że śpimy lepiej, jesteśmy spokojniejsze i odporniejsze na stres.
Druga ważna sprawa: banany mają dużo błonnika, o znaczeniu którego nie trzeba nikogo przekonywać.
Poza tym jeszcze jest potas, niezbędny do prawidłowego działania przemiany materii i przyjaciel pięknych mięśni.
Z kaloriami bananów nie jest wcale tak źle, jak przekonują niektórzy dietetycy
Fakt, duży banan może mieć nawet 150 kcal, ale jego zjedzenie zaspokaja głód na bardzo długo i pomaga nam oszukać apetyt. Ostatecznie, lepiej zjeść banana niż czekoladowy batonik lub drożdżówkę.
Z cukrem też nie ma tragedii- średniej wielkości banan może spowodować niewielki skok poziomu cukru we krwi, nie jest to jednak zjawisko na tyle alarmujące, by wykluczać ten owoc z diety.
Dlaczego nie jestem fanką bananów?
Ma to głównie związek ze sposobem, w jaki trafiają na nasze stoły. Chodzi o dwie sprawy: pierwszą są oczywiście kwestie etyczne, związane z plantacjami bananów. Zachęcam do poczytania na ten temat, jeżeli obchodzą Cię problemy praw człowieka i ochrony środowiska.
Druga sprawa jest bardziej związana z dietą i faktyczną wartością odżywczą bananów.
Nie przeczę, że piękny, dojrzały banan, zerwany prosto z palmy, ma wszystkie składniki odżywcze i wartości, o których przekonują nas sprzedawcy. Ale takiego banana nie znajdziesz w polskim sklepie i nie kupisz go raczej u lokalnego sadownika (choć kto wie, jeśli upalne lato stanie się w Polsce normą, może zaczniemy je uprawiać:)).
- Plantacje bananów są bardzo podatne na wszelkiego rodzaju szkodniki. Dlatego chroni się je pestycydami, używanymi w olbrzymich ilościach. To raz.
- Banany są zrywane na długo, zanim dojrzeją. Ponieważ ich transport może zająć nawet ponad miesiąc, a my, kupując je kierujemy się przede wszystkim pięknym wyglądem skórki, sprzedawcy dbają, by banany pięknie wyglądały w sklepach. Zrywane są zielone, niedojrzałe. Zanim osiągną swoją pełną wartość odżywczą. To dwa.
- Następnie, w statkach- chłodniach, w temperaturze około 13 stopni, banany transportowane są do Europy. By nie dojrzewały zbyt szybko, traktuje się je syntetycznym hormonem roślinnym (1-MCP). To trzy.
- Potem banany trafiają do dojrzewalni, gdzie w temperaturze 17 stopni dojrzewają, gazowane w komorach etylenem przez kilka dni. To cztery. Następnie trafiają do sklepów.
Żaden ze związków chemicznych, używanych przy transportowaniu bananów nie jest w stosowanej formie szkodliwy dla człowieka. Z naturalnym dojrzewaniem i organicznym produktem nie mamy tu jednak do czynienia. Ingerencja w naturę jest olbrzymia.
Dlatego, jeśli mam do wyboru banana lub jabłko z ogródka, wybieram jabłko. Do czego i Ciebie zachęcam, zwłaszcza latem, gdy lokalnych, pachnących i organicznych owoców mamy pod dostatkiem.