Regularne niedojadanie

0
2030

Pamiętam coroczny wielkanocny post mojego dziadka. Z racji młodego wieku, miałam wtedy przywilej jadania wszystkiego i degustując babcine smakołyki, bacznie obserwowałam talerz mojego dziadka, na którym kładł codziennie zwykły suchy chleb…To postne „danie”, każdorazowo maczane w wodzie lub gorzkiej herbacie, było całym jego posiłkiem przez 40 dni…

Ograniczanie przyjmowania pokarmu jest znaną od dawna metodą leczniczą. Grecki ojciec medycyny Hipokrates, nie podawał choremu żadnych pokarmów, dopóki nie zaobserwował u niego pierwszych oznak poprawy zdrowia. Jego słynne motto przetwarzane na różne sposoby: „Pożywienie może stać się lekarstwem”, wciąż nie traci na aktualności…

Gdyby tak przyjrzeć się zwyczajom naszych przodków, to Wielki Post, czy żydowski Jom Kippur, a także muzułmański saum w miesiącu ramadan, świadczą o tym, że kontrolowane, dobrowolne głodzenie się było kiedyś zupełnie normalne. Badania prowadzone na University of Utah wykazały, że w porównaniu z przeciętnymi obywatelami ryzyko chorób serca wśród regularnie poszczących członków grup wyznaniowych jest niższe o 40 procent!  Ludzie, którzy regularnie poszczą, stosując jednodniowe głodówki, zmniejszają ryzyko choroby wieńcowej o 12 procent.

Przykładem tego są mormoni, którym religia nakazuje poszczenie raz w miesiącu, przez całą niedzielę…niedzielę…No właśnie!…a gdzie się podziały nasze katolickie piątkowe posty?…albo choć jeden prawdziwie postny piątek miesiąca?…Na dzień dzisiejszy wydaje się, że odeszły w siną dal, a w ich miejsce świetnie się wpisały amerykańskie restauracje Thank God It’s Friday (TGIF- dzięki bogu jest piątek), serwujące dania w rozmiarze XXXL, w dodatku zalane roztopioną sero-podobną zawiesiną…

Jakiś czas temu przeczytałam książkę p.t.”Dieta dr.Michaela Mosleya” i po raz kolejny doszłam do wniosku, że aby zachować zdrowie należy organizmowi regularnie dawać oddech. Dr Mosley proponuje metodę „5 dni jesz co chcesz – 2 dni nie dojadasz”…zachęcając do takiego rozwiązania szczególnie tych, którzy przy innych modelach diet gubią się w liczeniu kalorii…a przy metodzie dr. Mosleya nie muszą ich liczyć ????

Według amerykańskich naukowców najlepsza jest tzw.modyfikowana umiarkowana głodówka co drugi dzień (ADMF). Jej istotą jest przeplatanie dni zwykłych dniami postnymi, podczas których można pić tylko wodę, kawę lub herbatę bez cukru ( osobiście wolałabym rozwodnione soki warzywne ). W badanej grupie, która stosowała tę metodę zaobserwowano pozytywną zmianę parametrów krwi, gdzie po 3 tygodniach takiego cyklu następował wyraźny spadek złego cholesterolu LDL oraz masy ciała o 4 proc., a po 12 tygodniach – 8 proc. Przy utrzymaniu takiego interwału dłużej niż 12 tygodni nie następował też efekt „jojo”, znany przy stosowaniu typowych diet odchudzających, jak również plusem było to, iż aktywność fizyczna samych badanych w ogóle nie spadała!

Osobiście jestem przeciwna totalnym głodówkom, takim na wodzie i powietrzu, trwającym miesiąc. Czasem stosuję jednodniowe mono-diety, bazujące na owocowych lub warzywnych sokach. Mój połowiczny dwu-tygodniowy post sprzed miesiąca, był długo planowanym, jednorazowym detoksem, połączonym z „wymiataniem” z organizmu pasożytów oraz oczyszczaniem wątroby.

Jednak przez cały rok, z przerwami na „Lakierki Na Niedzielę” stosuję swój wypracowany patent, „kolację oddaję wrogowi” ???? Po sytym śniadaniu i odżywczym obiedzie, „jabłko/marchewka” są wszystkim, czym zagryzam umiarkowany, wieczorny głód. Po kilku tygodniach wdrażania takiej metody żołądek zmniejsza się i maleje potrzeba wypełniania go po brzegi…

Wierzę w skuteczność codziennego kontrolowanego niedojadaniazmniejszanie rozmiaru talerza, w konsekwentne odmawianie sobie ostatniego kęsa i nie zjadanie resztek po dzieciach.

W tej mojej metodzie nie ma żadnej drogi na skróty, suplementów odchudzania, ale też nie ma efektu jojo! Te dwa pełnowartościowe posiłki dziennie, żadnego liczenia kalorii, żadnego katowania się na siłowni, umiarkowany ruch na świeżym powietrzu oraz małe wartościowe przegryzki, wystarczają mi w utrzymaniu dobrej kondycji, wagi i co za tym idzie, satysfakcji. 

A ile zaoszczędzonych pieniędzy!

Gazeta Wyborcza z dnia 13 marca 2014 roku podaje rachunek za zrzucenie 15 KG nadwagi:

125 zł – pierwsza wizyta u dietetyka,

200 zł – trzy kolejne wizyty,

4000 zł – cena za 3 miesiące /gotowe zestawy dań dietetycznych z dostawą- 5 posiłków/,

125 zł – indywidualny 14 dniowy jadłospis,

80 zł zakupy z dietetykiem,

2700 zł – przejście na własne dietetyczne potrawy/3 miesiące/,

W SUMIE: 7230 zł, co daje 340 zł za 1 kg naszego ciała…

Ale czy na pewno potrzebujemy dietetyka i czy po kuracji uda nam się bez niego utrzymać wagę?…

Bez nowych nawyków, dyscypliny i konsekwencji w działaniu polegniemy, organizm upomni się o utracone wałeczki…

Tymczasem z pewnością schudnie portfel…

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj