Zachowuj UWAŻNOŚĆ – Zawsze!

2
1081

Z zamkniętymi oczami, przemieszczam się pośród zakamarków mojego ciała, odwiedzam wnętrze palców, kolan, ramienia. Nie zapominam o miejscach, gdzie w gąbczastej krwistej poświacie zawieszone są wątroba, śledziona i inne organy wewnętrzne…okrążam serce…zatapiam się w płucach…i wędruję dalej…Oddycham…a oddech mój jest nie wymuszony, bo też taki być powinien…Cały ten czas towarzyszą mi myśli, myśli, które przecież zawsze domagają się uwagi, myśli dobre, niepokojące i te nijakie…Przepychają się na czoło mojej uważności, którą tak sumiennie trenuję od niedawna…

Uporczywe myśli są w „medytacji uważności” elementem kluczowym, bowiem ich obecność ma nam przypominać, iż są bytem niemalże osobnym, jedynie wytworem wiecznie aktywnego mózgu, naszą ewolucyjną zdobyczą. Mistrzowie „zatapiania się w chwili” sugerują, byśmy każdą taką myśl traktowali z pobłażaniem, niczym obserwatorzy skaczącą w klatce małpkę i zbytnio się do niej nie przywiązywali, nie oceniali jej, a ostatecznie ją zignorowawszy, otwierali szeroko „klatkę” i puszczali  wolno…

Wydaje się, że bez codziennego spowolnienia i u w a ż n o ś c i nasza cywilizacja utonie w oceanie kortyzolu, hormonu stresu, który poza wymuszaniem na nas natychmiastowej ucieczki w sytuacji wskazującej na zagrożenie życia, występując w nadmiarze i chronicznie, decydować może o naszym zachorowaniu, bywa, że niemal z dnia na dzień…

Kiedy na przykład przenosimy korporacyjny stres na czynności codzienne,  zaczynamy tworzyć w pospiechu istny łańcuszek zadań i łączących się ze sobą czynności, które w założeniu powinny nam ułatwiać życie, a nade wszystko pozwolić zaoszczędzić czas…Czas potrzebny do…do czego jeszcze? Do jeszcze większego skumulowania potrzeb i czynności, których nagromadzenie nie pozwoli nam potem wieczorem zasnąć lub budzić nas będzie w nocy, po kilka razy…

Zanim jednak zorientujemy się w tej meczącej, nakręconej w dużej mierze przez nas samych, kakofonii życia, tej zadaniowej spirali perfekcyjnego ogarniania rzeczywistości, wpadniemy w zachwyt, w jaki ja przed laty wpadłam, wykonując kilka razy dziennie, po kilka rzeczy naraz…Był taki czas, kiedy prześcigałam się w tym sama ze sobą, a potem brakowało mi tylko dodatkowych rąk i nóg, by ogarnąć sprawy z połowy dnia w godzinę!…Dopiero dziś widzę, jak podobna byłam do cyrkowego kuglarza czy innego sztukmistrza, precyzyjnie, często bez refleksji, mechanicznie zawiadującego sztuką…życia ????

Spowolnienia nauczyły mnie podróże, uporczywe przyglądanie się wykonywaniu prostych czynności przez prostych ludzi, ich skupienie, brak zachłanności wynikający z pewnością z odseparowania od dóbr naszej cywilizacji i wreszcie ich tryskające zdrowie…Patrzenie na nich przynosi głęboką refleksję i przemożną chęć zaadoptowania do mojego życia, choć kropli z tej płynącej w zwolnionym tempie fali codziennych rytuałów…Bo czy nasze szczęście i zdrowie zależy od tego, jak wiele żyć zmieścimy w jednym?…

Mieć czas na kontemplację chwili, zatrzymać się i powąchać różę wystającą z pomiędzy szczebelek czyjegoś płotu, przyjrzeć się wróblowi skubiącemu ziarno, posłuchać sroki budzącej nas codziennie rano skrzeczeniem dzioba…zatopić się na chwilę w snach chrapiącego pupila, zatrzymać wzrok naszego dziecka, kiedy do nas mówi i odłączyć siebie wtedy od wszelkich „electronic devices”…oto pielęgnowanie przywracającej spokój ducha uważności!

Zatem koniec z wykonywaniem trzech czynności na raz! Siusiu, z myciem zębów i czytaniem porannej prasy w „jedno-paku”, koniec z jedzeniem na stojąco, serwowanym naprędce najpierw sobie, podczas przygotowywania posiłków dla dzieci, koniec ze spacerami z psem i włączonym telefonem…a może by tak spacer bez telefonu?

Ćwiczenie uważności jest rodzajem medytacji, lecz nie mającej na celu odizolowania się od naszych myśli. To raczej skupienie uwagi na otaczającym nas hałasie, tym w głowie i tym na zewnątrz. To rozłożenie wydarzających się scen na czynniki pierwsze, przyglądanie się im bez oceniania, z czystą akceptacją…Wtedy to w magiczny sposób obniża się poziom kortyzolu, rzeczywistość zwalnia, a my zdrowiejemy. Łapiemy proporcje tego co najważniejsze, ważne i nieważne…

A stąd już bardzo blisko do smakowania życia ????

* Christophe Andre w swojej przepięknie napisanej i ilustrowanej książce p.t.”Medytacja Dzień Po Dniu” nazywa nasze ciało świątynią, w której po ciężkim dniu warto się schować, zaś oddech nazywa cichym niezawodnym przyjacielem, w którego rytm warto się wsłuchać…I cytuje Goethe’go: „Już duch nie patrzy ani wstecz, ni wprzód, Obecna chwila- Oto szczęścia cud.”.

Samo jej czytanie w krótkich wieczornych odcinkach staje się codzienną „medytacją uważności”, jak również kontemplacją zawartych w niej ilustracji malarstwa. Do książki z 25 lekcjami medytacji (podstawowe, zaawansowane plus jedna długa) dołączona jest płyta z nagraniem 10 wskazówek do medytacji, czytanych przez Małgorzatę Braunek. Bardzo polecam!

* rada „podczytana” w Gazecie Wyborczej: aby nie żyć dłużej na tzw. automacie, przyklej na komputer lustro lub lodówkę kartkę ze słowami:

J A K A   J E S T   D L A   C I E B I E   T A   C H W I L A ? …

2 KOMENTARZE

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj